Przepraszam, że długo mnie tu nie było. Przepraszam, że najprawdopodobniej w przyszłości taka sytuacja będzie się powtarzać, co jest spowodowane nawałem obowiązków. Jeszcze chyba nigdy nie miałam tylu!
Ale do rzeczy.
10 lipca po raz ostatni byliśmy w Londynie (ośmielę się pochwalić, że przy wyjeździe byłam dzielna i nie płakałam:)). Tym razem padło na Tower of London, czyli przede wszystkim londyńską twierdzę (była też skarbcem, pałacem, itp.).
Trafiliśmy na wystawę "The Crown Jewels", czyli "Klejnoty Koronne", tzn. korony, berła, łyżki koronacyjne (też byłam zdziwiona O.o).
|
To w tym "budynku" znajdowała się wystawa |
|
Widok z murów twierdzy. |
|
Witraże we wnętrzu. |
|
|
Do Tower dostaliśmy się statkiem, a właściwie stateczkiem, który startował przy parlamencie, zatrzymywał się przy Tower i płynął dalej, aż do Greenwich. Moim zdaniem to najlepszy środek transportu w przypadku takim jak nasz - nie jest zbyt drogi, przepływa się obok wielu atrakcji turystycznych, no i można posłuchać komentarzy na żywo, czyli potrenować angielski;)
Ze statku widzieliśmy między innymi:
|
London Eye |
|
Big Bena i parlament |
|
"Nową" dzielnicę Londynu |
oraz Tower Bridge, na który zresztą, korzystając z okazji, poszliśmy zaraz po wyjściu z Tower:
Oczywiście na koniec, po przypłynięciu z powrotem, poszliśmy jeszcze na mały spacer naszą tradycyjną trasą:)
Na koniec zdjęcie National Gallery, którą również mijaliśmy, a której jeszcze tutaj nie było.